wtorek, 13 maja 2014

Pielęgnacja włosów - Planeta organica

Ostatnio przeglądając blogi kosmetyczne, głównie powiązane tematycznie z pielęgnacją włosów, natrafiłam na dość sporo wzmianek o kosmetykach rosyjskich. Sama dotąd korzystałam tylko z olejku łopianowego sprowadzanego ze wschodu, nie różnił się on od tego z Farmony, dostępnego w drogeriach. 

Od dłuższego czasu poszukuję remedium na podrażnioną, suchą skórę głowy (nie moją) i wypróbowałam już szereg bardzo różnych szamponów, odżywek i olejków, jednak bez rezultatu. Jako że problem dotyczy faceta, to uprzejmy pan z Zielonej Mydlarni doradził mi nieco prostsze metody, niż wcieranie kombinacji różnych składników w skórę głowy. Stanęło zatem na szamponie tybetańskim i marokańskiej masce. W ramach promocji (-20% na komplet) dobrałam sobie też balsam do włosów czyli po prostu odżywkę.


Z trzech produktów najbardziej intrygująca jest maska - po prawej i na zdjęciu poniżej. Szampon ma przejrzystą zielonkawą konsystencję, widoczną po środku, a odżywka jak widać po lewej taka gęstsza szarozielonkawa. Przyznam, że nie jestem jakimś biegłym znawcą składów kosmetyków, ale z tego co zauważyłam, nie ma tu SLS ani SLES ani żadnych pospolitych składników, wszechobecnych w drogeryjnych czy aptecznych składach. Za to produkty bogate są w organiczne ekstrakty z wawrzynu, oliwek, a także oleje. 



Bardzo podoba mi się szata graficzna opakowań, ciemne proste butelki, ze złotymi akcentami. Szampon i odżywka zaopatrzone w pompkę dozującą produkt, co jest naprawdę dużą wygodą. Jedynym minusem dla mnie był brak jakiejkolwiek folii czy dodatkowego wieczka chroniącego maskę. Maska, poza zielonym niejednorodnym kolorem ma też niecałkowicie jednorodną konsystencję, przypomina mi mydło, które pozostawione na długo w wodzie zrobiło się całkiem miękkie. Jest przy tym bardzo gęsta i niełatwo się rozprowadza, spłukiwanie też zajmuje trochę czasu. A dodam, że "eksperyment" miał miejsce na całkiem krótkich włosach. Zakupione przeze mnie produkty Planeta Organica cechują się bardzo intensywnymi zapachami, mi osobiście kojarzyły się z kadzidełkami o zapachu opium i drzewa sandałowego, co bardzo przypadło mi do gustu. Choć kupiłam je nie dla siebie :) to i tak z przyjemnością zaczęłam z nich korzystać, uważam, że tego typu roślinna pielęgnacja jak najbardziej pasuje do moich, farbowanych henną włosów. 

Jeżeli chodzi o zwalczanie podrażnień i łupieżu, trudno zauważyć jakiekolwiek rezultaty po pierwszym zastosowaniu szamponu i maski, ale skoro nie ma pogorszenia to nie jest źle :) Na pewno produkty są godne polecenia, ceny też całkiem normalne: szampon i balsam po 20 zł, maska za 35, a po wspomnianym rabacie zapłaciłam ok. 66 zł.


Ciekawa jestem, czy też macie jakieś doświadczenia z kosmetykami Planeta Organica i czy znacie jakieś sprawdzone (nie farmakologiczne) sposoby na podrażnioną skórę głowy i tzw. łupież suchy. Jeżeli tak, będę wdzięczna za każdy komentarz.



Na koniec jeszcze chciałam dodać kilka słów o sklepie Zielona Mydlarnia, który mieści się w Katowicach przy ulicy Wawelskiej. Wiem, że mydlarnia podjęła współpracę z blogerami, ja takiej współpracy nie nawiązałam, ale i tak sklep mogę stanowczo polecić. Myślę, że jest on znaczącą konkurencją dla swoich sąsiadów - mydlarni u Franciszka,która jest co prawda większa, bo to sklep sieciowy, ale też mam swoje powody, dla których niezbyt często tam zaglądam. Co więcej w Zielonej mydlarni można zamówić sobie woski Jankee Candle i świece, nawet 1 sztukę. Zatem mamy kolejne na śląsku stacjonarne miejsce z tymi produktami.

EDYCJA:
Najważniejsze jest to, że po około 2 tygodniach stosowania szamponu i na przemian maski lub odżywki stan skóry głowy diametralnie się poprawił, wszystkie podrażnienia zniknęły i nie ma łupieżu!!! Po rocznych poszukiwaniach w końcu znalazłam odpowiednie kosmetyki!




Nowości majowe w mojej kosmetyczce




Powyżej nagroda za udział w konkursie na look wiosenny. Lakier to strzał w dziesiątkę, uwielbiam ten kolor, miałam go nawet ale akurat niedawno przypadkiem się go pozbyłam. Błyszczyk tez jak najbardziej w moim guście, fuksjowa pomadka - w rzeczywistości ma bardziej wiśniowy kolor- jak najbardziej użyteczna rzecz. A co z drugą pomadką? Otóż nazwałam ją "pomadką w kolorze kakao" i oczywiście nie zamierzałam używać. No ale jak tu mieć cos i nie używać?  Nie wytrzymałam nawet jednego dnia i od razu się nią pomalowalam. Efekt możecie ocenić sami.




Na co dzień raczej takiego "kakao" nie będę nosiła, choćby z tego powodu, że podczas ścierania się koloru usta bardzo nieestetyczne wyglądają, ale sporadycznie do pewnych stylizacji, dlaczego nie?

Na fotce poniżej lepiej widać odcień wiśniowej pomadki. Ta, oraz brązowa są calkiem matowe, pozostałe dwie mają klasyczne wykończenie (połysk bez perły). Złożyłam sobie też zestaw do modelowania z pudrów HD sculpting powder i podarowalam trochę luksusu moim paznokciom :) 














niedziela, 11 maja 2014

Puder modelujący i czerwone usta



Powyższa paleta do modelowania posłużyła mi do wykonania tego makijażu. Na pierwszym zdjęciu mam na twarzy jedynie podkład, na dalszych dochodzi puder modelujący, eyeliner, tusz, cień do brwi i pomadka. Jak Wam się podoba?









I jeszcze bonus, wersja z rozowymi ;)









niedziela, 4 maja 2014

Makijaże kwietniowe

Ponieważ na początku kwietnia uczestniczyłam w fantastycznych warsztatach wizażu II stopnia z Ewą Gil, bardzo zachciało mi się mocnych, kolorowych makijaży. Zaowocowało to dość sporymi zakupami, których część widać tutaj:



Jeżeli interesują Was szczegółowe informacje o którymś kosmetyku, to napiszcie w komentarzach, postaram się ładnie zrecenzować. Paletkę neonów przepięknie podsumowała Matleena na swoim blogu i to dzięki niej sięgnęłam po ten rewelacyjny zestaw.

Poniżej przegląd makijaży z ostatnich dni, wszystkie mają pewne cechy wspólne, ale każdy jest w trochę innej kolorystyce. Takie barwy ostatnio grają mi w duszy :))
















sobota, 3 maja 2014

Warsztaty z Ewą Gil


6 kwietnia miałam szaloną przyjemność uczestniczyć w warsztatach makijażu prowadzonych przez panią Ewę Gil, wizażystkę gwiazd, pracującą między innymi na planach Tańca z Gwiazdami czy Voice of Poland.
Warsztaty odbywały się w Bielsku Białej, w siedzibie Reailzatora filmowego i
 telewizyjnego grupa VCANAL. Podczas szkolenia przesympatyczna i pełna energii pani Ewa dzieliła się swoim doświadczeniem, wesołymi anegdotkami z codziennej pracy a także... kosmetykami :) Całe szkolenie, poza obszerną częścią teoretyczną skupiło się wokół transformacji jednego, bogatego kolorystycznie makijażu. Każda z uczestniczek dostosowywała pokazany makijaż do swojej modelki, do jej gustu, preferencji i urody.




Moje zadanie nie było aż takie proste, gdyż pojechałam z założeniem poprawienia swoich wizażowych umiejętności na paniach dojrzałych. Jako modelka towarzyszyła mi moja kochana teściowa. Pani Ewa bardzo żywiołowo i radośnie zareagowała na moje podejście do tematu :) Mama też była niezmiernie zadowolona, że wizażystka gwiazd dogląda jej przemiany i wprowadza jakieś drobne poprawki.


Poniżej zdjęcia Marceliny, która została ukradziona przez panią Ewę swojej wizażystce, w celu zademonstrowania wzorcowego makijażu. Na zdjęciach Marcela jest już kilka godzin po nałożeniu makeupu, stąd brak pomadki, ale jak pewnie widzicie, całość bardzo ładnie się prezentuje. Dla porównania efektów na jednym oku założono pasek rzęs a na drugim kępki.


Zbliżamy się do końca :)

I po skończeniu pracy:

Zapraszam też do obejrzenia reportażu z warsztatów:



Każda uczestniczka szkolenia otrzymała certyfikat z całuskiem od pani Ewy.

I mogła sobie zrobić pamiątkowe foteczki :)


Jeżeli kiedykolwiek będziecie miały szanse uczestniczyć w jakimś szkoleniu z Ewą Gil, to gorąco polecam skorzystać z tej szansy, przynajmniej raz. Najbliższe takie szkolenie odbędzie się w Bielsku 8 czerwca i raczej nie pojadę z przyczyn niezależnych ode mnie, czego bardzo żałuję. 
Udział w tym kilkugodzinnym przedsięwzięciu przede wszystkim zmienia nasze spojrzenie na codzienną pracę, jaką jest wykonywanie makijażu, zmienia nasze postrzeganie tworzywa na jakim pracujemy czyli kosmetyków i pokazuje ile jeszcze radości można zaczerpnąć z takiego zawodowego kontaktu z ludźmi, jaki daje nam wizaż. Ogólnie wróciłam naładowana pozytywną energią. Oczywiście nauczyłam się też kilku sprytnych trików. 
Pani Ewa bardzo znaczną część makijażu oka wykonuje aplikatorami. Stawia na dużą wyrazistość i barwę w makijażu. Zamiast tradycyjnej bazy wykorzystuje lekkie płynne korektory. Na koniec mogę wam zdradzić, ze dwie najulubieńsze marki tej wspaniałej wizażystki to MAC i nasz polski INGLOT. Jej kuferek był wypełniony w większości kosmetykami tych producentów. I każda z nas mogła swobodnie korzystać z wyposażenia pani Ewy, a na koniec osoby chętne i te które miały jakieś puste pojemniczki dostały odsypki niektórych pigmentów - i to takie od serca :)

Jeżeli zainteresowało Was coś jeszcze to napiszcie w komentarzach.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...