niedziela, 17 marca 2013

Miętowy cień :)

Witajcie :) dzisiejszy post był całkowicie niezaplanowany. Po prostu postanowiłam się pomalować maksymalnie lekko i wiosennie i całkowicie tak, żeby do mnie pasowało i żebym dobrze się czuła i.. i... W każdym razie, jak już skończyłam, to stwierdziłam, że szkoda nie zrobić zdjęć, przy takiej pogodzie słonecznej. Wyszły jak na mnie nawet nieźle, kolory trochę zginęły, za to widać duuużo słońca odbijającego mi się w twarzy :) zdjęcia tylko zdążyłam przyciąć, teraz biegnę do pracy... No i ryjek mam krzywy, a miny kwaśne bo mnie to słonko raziło. Na przed ostatnim próbowałam się uśmiechnąć :D Widać co wyszło. Pozdrawiam Wiosennie!!!







wtorek, 12 marca 2013

Pink!



Dziś kolor różowy pojawił się u mnie jak widać nie tylko na policzkach :) Zaczęłam od paznokci, a skończyło się na powiekach i ustach nawet, ale to tylko chwilowo. 


 

Na rzęsach tusz Inglot False Lash Effect. Jest to tusz, który ma za zadanie wydłużyć i pogrubić rzęsy, czyli jak nazwa wskazuje, nadać naszym rzęsom wygląd podobny do sztucznych. Chyba mi to nie wyszło :) Ale poza tym mogę powiedzieć, że jest to najczarniejszy z moich tuszy, i choć szczoteczka nie do końca w moim stylu, to bardzo ładnie się aplikuje ten produkt na rzęsy. Trzyma się cały dzień, nie osypuje i nie rozmazuje. 



Jak wam się podoba taka różowiutka gocha? I co powiecie na posta o pędzelkach, bo mam coś takiego w przygotowaniu ?

czwartek, 7 marca 2013

Nie na temat

Po raz kolejny post nie na temat, z kilku powodów. Chwilowo nie mogę uploadować zdjęć (brak kabli) więc posłużę się tymi fotami, które już mam na dysku - większość z neta. Mejkapy ciekawsze ostatnio nie powstały, bo z powodu urlopu moja cera odpoczywa od podkładu (i czuje się jak na odwyku, ale nie ma się co martwić, dziś nabyłam revlona za 29zł z groszami i już niebawem się wytapetuję). No i z powodu nerwowości różnego rodzaju nie mam nawet nastroju na mejkapowanie. A z kolei nerwowości, jak się domyślacie, spowodowane są uroczystością, która mnie za miesiąc czeka. Już wzmiankowałam przygotowania, między innymi publikacją zdjęć zaproszeń, teraz jeszcze doszły do kompletu ręcznie robione karteczki z nazwiskami gości do postawienia na stole. 




O kolorystyce zadecydowałam już dość dawno temu, nie dlatego że to moje ulubione kolory, tylko jakieś musiałam wybrać. No i przynajmniej raz nie jest to szmaragdowa zieleń/błękit ani turkus. Różowe mi się ogólnie nie podoba a pomarańczowego nie lubię. No i stanęło na jasnym fiolecie i zieleni. Dlatego też myślę o fioletowym makijażu, ale kompletnie nie mam na niego pomysłu. Już dwa razy na blogu prezentowałam ślubną propozycję mejkapu i pewnie coś w tym stylu zrobię. 

Dalej idąc za ciosem zieleni wybrałam kwiatki, które z resztą widziałam już dawno u jakiejś modelki w ślubnej kiecce. 




 Powyżej margaretki santini, poniżej zielone chryzantemy.


No i najważniejsze, sukienka. Nie widziałam jej jeszcze, przymiarka dopiero przede mną, ale mogę zaprezentować zdjęcie, które posłużyło jako inspiracja. 



Niczego podobnego w sklepach nie znalazłam, bo rękawy dopiero wracają do łask, a suknia zakuta pod szyję przeciętnej pannie młodej do gustu nie przypada raczej. A mi nie odpowiadają półnagie gorsetowe kreacje, w których co chwilę trzeba poprawiać górę, ażeby to i owo nam nie wysunęło się za bardzo. 

Fryzura... i tu po raz kolejny nie do końca wiem co chcę. Na pewno coś swobodnego, bez finezyjnych upięć mocno zalakierowanych skrętów. Kilka inspiracji: 






Z rzeczy pewnych i już gotowych mamy wybrany kościół, salę, fotografa, DJ'a i wszystkie takie potrzebne rzeczy, oraz obrączki takie jak na zdjęciu poniżej: 

Fotografie, wszystkie za wyjątkiem dwóch pierwszych pobrałam z sieci już jakiś czas temu i nie wiem czyją są własnością, nie moją w każdym razie, mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam.

Jak Wam się podoba? Ciekawe jaki będzie efekt końcowy prawda? Liczę na Wasze sugestie w komentarzach :) 


sobota, 2 marca 2013

Moda na pisanie o włosach

Ostatnimi czasy często zaglądam na tzw "włosowe" blogi, polubiłam nawet Włosomaniaczki na Facebooku, bo coś tam na tej głowie mam i warto o to zadbać. Oczywiście nie jestem włosomaniaczką w najmniejszym stopniu, ale udało mi się znaleźć dosyć bogatą dokumentację zdjęciową stanu mej fryzury :)

Zdjęcie wykonane przez Agnieszkę Nogę

W 2007 roku, będąc pod silnym wpływem subkultury metalowej, nie wyobrażałam sobie innej fryzury niż długie pierza do trzepania nimi na koncertach :) wcześniej w dzieciństwie co tydzień wyłam o fryzjera który mnie obetnie na pazia....


To zdjęcie wykonane jest jakoś po festiwalu na Paprocanach, wtedy moje włosy, nieco skrócone, szalenie się puszyły co przypominało fryzury z szalonej epoki Bon Jovi itp. Jakoś zupełnie nie przeszkadzała mi kupa siana na głowie. 


W okresie studiów często farbowałam się na odcienie rudości, włosy cieniowała mi fryzjerka, czasem moja babcia (też fryzjerka) ale i tak nadal jedynym kosmetykiem używanym przeze mnie był szampon. No i może czasem lakier.

A na jakieś tam uroczystości zdarzyły się sploty wykonane przez siostrę.


Później dość długo nie odwiedzałam żadnego fryzjera, bo pewnie zależało mi niezmiernie na mądrości uwięzionej we włosach :D Zdjęcie do dyplomu mgr wykonała Agnieszka Noga.


powrót do rudości i ponownie mocne, jak na mnie cięcie :)



Powyżej moje głupawe grzywki ... nigdy nie miałam grzywki, która podobałaby mi się dłużej niż 2 dni od wizyty u fryzjera. A czoło mam potężne i chętnie bym je jakoś ukryła.





Jakieś mniej więcej 3 miesiące po wykonaniu tego zdjęcia mój narzeczony zabrał mnie do fryzjera. Miało być podcięcie końcówek. Ale młody ambitny fryzjer z Manufaktury Włosa w Katowicach, nie tylko umył mi włosy w myjce relaksującej z masażem, pociął końcowki, ale też ułożył i wymodelował fryzurę, która przeszła moje najsmielsze oczekiwania. Zero niesfornych kosmyków, puszącej się szopy, odstającyh na wszystkie strony głupawych loczków itp. Gałdkie, jedwabiste, sypkie włosy wokół mojej twarzy wyglądały jak nie moje, tylko z fotoszopa albo co najmniej pożyczone od modelki z reklamy szamponu. Niestety nie mam w ogóle zdjęć z tej okoliczności. Za to zostałam zmobilizowana o zadbania o dalsze losy moich włosów  :)


I tu już świadomie zapuszczone, nareszcie podobające mi się włosy, może akurat nie są uczesane, ale za to jestem w stanie nad nimi zapanować i w końcu po kilku miesiącach, mam sprawdzony zestaw do pielęgnacji/stylizacji, nowego fryzjera, nowy kolor, poniżej świeżo po farbowaniu.

 

Moja aktualna długość:



Do włosomaniaczek się nie zaliczam, gdyż nie poświęcam zbyt dużo czasu na pielęgnację włosów, nie smaruję ich regularnie olejkami ani nie wcieram ziołowych naparów w skórę głowy. Obecny stan osiągnęłam regularnie masując skórę głowy szczotką, robiąc jak dotąd 2 razy miesięczną kurację drożdżową (najbardziej jednak zadziałała na pzanokcie). Dodatkowo staram się po każdym myciu używać odżywki, nawet najtańszej, takiej do spłukiwania. Chętnie nabłyszczam i "obciążam włosy" sylikonami wszelkiej maści, bo ich efekt mi się podoba. Do prostowania (tak, od czasu do czasu prostuję) używam jedwabiu chi, który też daje zadowalający efekt. To tyle, tak dla odmiany coś o wloskach.












piątek, 1 marca 2013

Subtelna ekstrawagancja i walka z aparatem :)

Miałam ochotę zrobić lekki, dzienny w zasadzie makijaż z odrobiną jakiegoś urozmaicenia. Wyciągnęłam więc mocniej zewnętrzne kąciki oczu i podkreśliłam dolna powiekę złotym eyelinerem. Poniżej kompilacja zdjęć wyciśniętych z telefonu i aparatu, wybrałam to co w miarę oddaje kolory, jednak ani jedno nie jest tak na prawdę ostre.










Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...