czwartek, 1 listopada 2012

Szkolenie w Warszawie - część trzecia - suweniry :) i podsumowanie szkolenia

Po przyjeździe do stolicy przez pięć porannych godzin, dzielących nas od szkolenia nie miałyśmy się gdzie podziać. Na szczęście na dworcu była drogeria czynna od 5 rano i ona stała się naszą poczekalnią. Okazała się bardzo dobrze zaopatrzonym sklepem, z chęcią wyniosłybyśmy z niej połowę asortymentu, ale górę wziął zdrowy rozsądek. Ostatecznie uzupełniłam swój zestaw do manicure o patyczki, polerkę a także zmiękczającą kąpiel do skórek i paznokci z dodatkiem guarany i przeurocze 3 kosmetyczki (jedną oddałam na prezent) revlon z fajnego tworzywa odpornego na zabrudzenia i wilgoć. Urzekł mnie różowy kolor :)


Największą radość jednak sprawiły mi dwa cienie z Inglota, o których niebawem napiszę. Numer 340 - matowy, głęboki, ciemny odcień indygo oraz 101 shine - połyskujący perłowy z drobinkami jasny turkusowy cień. Akurat tych dwóch kolorów nie mogę zakupić w katowickim Inglocie. Zrobiłyśmy też atak na Super-pharm, gdzie na spółkę nabyłyśmy 2-pack odżywki do rzęs - stąd 30-dniowy test. W czasie wolnym między szkoleniem a powrotną podróżą zachwycił nas sklep Bath & Body Works z amerykańskimi kosmetykami do kąpieli i mgiełkami zapachowymi oraz wszystkim, co powinno się znaleźć w kosmetycznym niebie :)

Zdjęcie wyszperane w sieci

Kilka osób pytało mnie czy warto było jechać na omawiane szkolenie. Nawet przez wzgląd na to, że piszę o nim już trzeci post, widać, że warto. Koszt nie był zbyt wygórowany - niecałe 400 zł, z każda okazja do nauki jest dobra. Na szkoleniach, jeżeli nawet nie dowiemy się niczego nowego od osoby prowadzącej, to niezwykle cenne jest wymienianie wszelkich doświadczeń z innymi uczestnikami. Dla mnie korzyści ze szkolenia są następujące:
  1. poznałam nowe techniki wykonywania makijaży: sposoby nakładania ciężkich w konsystencji produktów Kryolan,
  2. poznałam zupełnie nowe produkty, miałam możliwość wypróbowania ich na sobie i podczas wykonywania makijażu, przede wszystkim miałam możliwość wypróbowania rozsławionych kamuflaży
  3. nauczyłam się pudrować :D dosłownie wszystko ... każdy etap pracy z kosmetykami (typu kamuflaże, supracolor, ultrafoundation) kończy się utrwaleniem za pomocą pudru (transparentnego, fiksującego lub anty-shine)
  4. przećwiczyłam poznane dotąd techniki - np modelarz twarzy na etapie mokrych/tłustych produktów
 Nie chcę też pominąć wad odbytego wyjazdu. Może bardziej nawet mam na myśli te punkty programu, które mogły być zrealizowane lepiej, niż były.
  1. Uczestniczki szkolenia miałby zbyt duży wpływ na jego przebieg, a prowadzący był za mało asertywny, w związku z czym nie zrealizował tego co było w planie, tylko to co narzucały dziewczęta. Niektóre osoby potraktowały warsztaty jako naukę makijażu i liczyły, że prowadzący pokaże magiczne sposoby jak uporać się z kobietą dojrzałą, jak zrobić smokey, jak taki czy inny makijaż - nie tego dotyczyło to szkolenie. Pokazywano nam jakie są produkty i jak działają, jak można i trzeba je nakładać. Estetyka, pomysłowość, precyzja, styl naszych prac zalezy od nas samych. Jeżeli ktoś malować nie umiał, to na pewno się nie nauczył i nie po to było szkolenie. Stąd też absurdem było wymaganie od Dominika kolejnych makijaży, które nie czarujmy się, były dość groteskowe (ja w wersji diabelskiej na przykład).
  2. Za mało pracy na sobie - w parach - za mało zadań praktycznych, za to dużo pokazów, podczas których przeważnie słuchając zajmowałyśmy się czymś innym - np rozpracowywaniem jak pomalować się cieniami z dostępnych nam palet...
  3. na sali było zdecydowanie zbyt dużo uczestników - było gorąco, duszno i nie przy każdym ćwiczeniu prowadzący zdołał podejść, ocenić wyniki i omówić ewentualne błędy - jednak, gdyby nie zwiększono planowanej  liczby uczestników może nie byłoby tam mnie?
Co do przetestowanych produktów, pewnie niebawem zakupię kółko kamuflaży i puder fiksujący oraz  anti shine powder. Sama używam pudru transparentnego tej marki i jestem bardzo zadowolona. 
Natomiast nikt nigdy nie przekona mnie do pędzli. Były to moim zdaniem najtwardsze i najbardziej toporne pędzle jakimi kiedykolwiek się posługiwałam. Solidnie wykonane, nie gubiły włosia, ale były bardzo, bardzo twarde. I oczywiście - cały czas myślę kategoriami makijażu beauty - nie malowałabym się nimi na co dzień, ani nie potraktowałabym żadnej klientki takim narzędziem. Może przy charakteryzacji, efektach specjalnych itp... mogą się sprawdzić. 
Drugi produkt, któremu mówię stanowcze NIE to cienie do powiek. Kolory ładne, paleta dość bogata, ale szalenie trudno się na nich pracuje. Bardzo, ale to bardzo się osypują, szczególnie cienie z palety w kolorach naturalnych mnie rozczarowały. Aby uzyskać kolor trzeba było dodawać dużo warstw poszczególnych cieni. Było to widoczne też podczas makijaży wykonywanych przez Dominika, praca z cieniem zajmowała mu dość sporo czasu. 



1 komentarz:

  1. Ach ten Palac Kultury <3 A co do warsztatow to z tego co piszesz pewnie byly ciekawe, chociaz przyznam, ze i na nauke makijazu tez bym sie udala :P

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...